Witam. Dziś mija równo tydzień od ostatniego postu, a więc pora wrócić do marchewki. Troszkę przerwy miałem, ale cóż. Różne czynniki, muzyczne i niemuzyczne, się na to składają, ale nie mam zbyt czasu. Ale nie będę przynudzać, wyjaśnienia na końcu. A więc jedziem:
Dziś, w ten deszczowy dzień postanowiłem wrzucić na ruszt kolejne moje muzyczne przemyślenia. Jakoś w tym dniu nie mam weny na interpretejszyn, za dużo dziś muzyki ( kurcze, to tego można mieć dość?- co ty mówisz człowieku). Postanowiłem zagłębić się w temat współczesny i dość często spotykany. Mianowicie: Kupować płyty w sklepach czy ściągać z internetu?
Internet?
Osobiście internet wydaje mi się połowicznym sukcesem ludzkości. Dlaczego połowicznej? Ponieważ ludzie nie potrafią z niego dobrze korzystać. Zanika rozmowa międzyludzka, którą zastępują przyciski na klawiaturze i szklany kwadrat znany jako monitor( schodzę z tematu-jak zwykle). Istnieje jeszcze na szczęście ta pozytywna strona. Łatwość zdobywania informacji i możliwości bez wychodzenia z domu. I w to właśnie chciałbym wliczyć muzykę. Czy ściąganie nie pomaga nam w poznawaniu a przez to w rozwojowi muzycznemu? Myślę, że zdecydowanie tak. No okej, ale czy ściąganie nie jest nielegalne? Czy to nie jest sprzeczne z prawem(tak na prawdę ten argument wszyscy olewają-ja też-ale coś napisać trzeba)? I przede wszystkim; czy płyta, która nam się podoba, zdobywa naszą sympatię i uznanie nie powinna być w naszej półce i czy nie powinna być docenieniem autora? Ktoś zadał sobie wiele trudu, żeby coś zrobić(wiem, bo sam coś tam piszę) i ściąganie to po prostu kradzież tego dzieła.
Sklep?
Na pewno kupując płytę w sklepie doceniacie artystę i tak dalej blebleble.... Ale pomyślcie sobie, że zamiast kilku paczek fajek kupujecie coś co kosztuje minimum 40 zł i ma rozmiary małej i cieniutkiej książeczki. What the fuck? Okej, ludzie, którzy (że tak to ujmę) mają lepszą sytuację finansową mogą sobie na to pozwolić, ale jeżeli stoisz słabo z hajsem? Co robić? Prosić Jezusa? Odmawiać sobię jedzenia? Nie......
Moja koncepcja:
Jak zawsze muszę pokusić się o jakiś komentarz. Opowiem wam pewną historię: był sobię kiedyś taki mały Marcin, chodził do 4 klasy szkoły podstawowej, jadł czipsy i popijał colą, nie znał znaczenia słowa alternatywa, czy w ogóle nie pojmował fenomenu muzyki . Pewnego dnia usłyszał na jutube(miał 11 lat-nie czepiać się pisowni) utwór jednego zespołu. Spodobało mu się to. Zaczął wstawać o 7 rano ,śpiewać piosenkę i grając na kiju od szczotki, czym nie zasłużył sobię na sympatię domowników. Ubzdurał sobię, że każdy zaoszczędzony grosz odłoży na płytę. I pewnego dnia wymęczył siostrę, żeby poszła z nim do częstochowskiego empiku, a był po pielgrzymce, więc nogi bolały. I kupił ją. Pierwszą płytę w życiu. Przez tydzień nie robił nic prócz słuchania słuchania i słuchania. Dzisiaj, mając 16 lat dalej ma ja na półce i od czasu do czasu posłucha.
Jakie wnioski należy wyciągnąć z tej mojej histyorii? Wiele. Po pierwsze: na płytę można sobię odłożyć odmawiając sobię coli czy pistoletu na kramach. Po drugie; nie trzeba kupować wszystkich płyt, na których są piosenki, które lubicie. Chodzi o to, żeby kupować coś, co wyjątkowo się wam podoba. I po trzecie, najważniejsze( od początku chciąłem to napisać): Płyta to nie jest tylko kawałek plastiku i jakaś obudowa. To kawałek serducha, pracy, siły, miłości, uczuć. Ja najczęściej(chodź nie w 100%) sam ciułałem na płyty. Coś na co się oszczędza ma większą wartość. Do czego mnie to doprowadziło? Z każdą płytą jaką mam wiąże sie wspomnienie. To jest dla mnie mega ważne. Dowód? W całym pokoju mam burdel, a płytki zawsze na miejscu i w komplecie.....
A wy? Jaką pierwszą płytę kupiliście, bądź kupicie??? Piszcie komy .
Ogłoszenia parafialne:
Byłem na frytce off w sobotę(festiwal muzyki alternatywnej w Częstochowie). Było supcio. Poznałem chłopaków z Vermones i trochę mi opowiedzieli. Zobaczyłem piękną Melę Koteluk i stwierdzam, że jest świetna. Dużo się działo... Oj, czekam na wakacje i inne koncerty. O dziwo, jakoś szczególnie na happysad mnie nie ciągnie, ale zobaczyć trzeba. Boże, co alternatywa zrobiła ze mną w 4 miesiące....
Dzięki za przeczytanie, Pozdro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz