Heja, witam wszystkich. Chciałbym dzisiaj napisać notkę o której mówiłem na początku blogowania, czyli ogólnie o muzyce. Dziś nie będzie analizowania, szukania, oceniania. Dzisiaj postanowiłem zagłębić się w temat udostępniania i generalnego dzielenia się muzyką.
Miłość czy tymczasowy romans?
Dzisiejszy świat pozwala nam dość łatwo korzystać z dóbr jakim jest muzyka. Nie trzeba kupować płyt w ciemno, nie znając ich. Dzisiaj mamy internet, który jest kopalnią nielegalnie ściąganej muzyki. Daje nam to na pewno łatwiejszy, ale czy prawdziwszy dostęp? Myślę, że jest to temat na inną notkę, także nie będę się rozgadywać. Zauważyłem, że dużo osób lubi często i gęsto dzielić się z kimś muzyką udostępniając ją na portalach społecznościowych, typu Facebook. Oprócz tego niektórzy wrzucają różne fotki, które udowadniają albo (w niektórych przypadkach) mają za zadanie udowadniać przywiązanie muzyczne. Przyznam się szczerze, że ja również udostępniam różne single na fejsiku i uważam, że nie ma w tym nic złego. Nie robię i nie robiłem tego dla szpanu, chcę po prostu zarazić ludzi swoimi gustami muzycznymi(podobnie jest z blogiem). Znam jednak ludzi, którzy w mojej ocenie ewidentnie szpanują "lowcianiem miuziszynu". Jak to obiawiają? Wrzucaniem stu piosenek dziennie do sieci, kochaniem zespołów, których znają 2-3 piosenki. Objawia się to jako "sezonowe jaranie się". Przykład? Pamiętacie film pt. "Jestem Bogiem"? Po obejrzeniu filmu, pół mojej gimbazy deklarowało się, jako wieczni fani Paktofoniki. Był to przykład masowego muzycznego szpanu. Tak czy siak, cieszę się, że o muzyce, jaka by ona nie była, dużo się mówi.
No i tak by to na dziś wyglądało. Sorry, muszę przyznać, że ta notka nie jest tak, jakbym chciał, ale jak tu pisać, jak za chwilę mistrzostwa. Obiecuję poprawę w przyszłości. Około soboty nowa notka, tym razem wracamy do rozważań płytowych. Jakieś propozycje? Piszcie, krytykujcie, bądźcie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz