środa, 25 czerwca 2014

#4. Kupować czy ściągać, czyli muzyczne dylematy współczesnych nastolatków:

Witam. Dziś mija równo tydzień od ostatniego postu, a więc pora wrócić do marchewki. Troszkę przerwy miałem, ale cóż. Różne czynniki, muzyczne i niemuzyczne, się na to składają, ale nie mam zbyt czasu. Ale nie będę przynudzać, wyjaśnienia na końcu. A więc jedziem:

Dziś, w ten deszczowy dzień postanowiłem wrzucić na ruszt kolejne moje muzyczne przemyślenia. Jakoś w tym dniu nie mam weny na interpretejszyn, za dużo dziś muzyki ( kurcze, to tego można mieć dość?- co ty mówisz człowieku). Postanowiłem zagłębić się w temat współczesny i dość często spotykany. Mianowicie: Kupować płyty w sklepach czy ściągać z internetu?


Internet?

Osobiście internet wydaje mi się połowicznym sukcesem ludzkości. Dlaczego połowicznej? Ponieważ ludzie nie potrafią z niego dobrze korzystać. Zanika rozmowa międzyludzka, którą zastępują przyciski na klawiaturze i szklany kwadrat znany jako monitor( schodzę z tematu-jak zwykle). Istnieje jeszcze na szczęście ta pozytywna strona. Łatwość zdobywania informacji i możliwości bez wychodzenia z domu. I w to właśnie chciałbym wliczyć muzykę. Czy ściąganie nie pomaga nam w poznawaniu a przez to w rozwojowi muzycznemu? Myślę, że zdecydowanie tak.  No okej, ale czy ściąganie nie jest nielegalne? Czy to nie jest sprzeczne z prawem(tak na prawdę ten argument wszyscy olewają-ja też-ale coś napisać trzeba)? I przede wszystkim; czy płyta, która nam się podoba, zdobywa naszą sympatię i uznanie nie powinna być w naszej półce i czy nie powinna być docenieniem autora? Ktoś zadał sobie wiele trudu, żeby coś zrobić(wiem, bo sam coś tam piszę) i ściąganie to po prostu kradzież tego dzieła.


Sklep?

Na pewno kupując płytę w sklepie doceniacie artystę i tak dalej blebleble.... Ale pomyślcie sobie, że zamiast kilku paczek fajek kupujecie coś co kosztuje minimum 40 zł i ma rozmiary małej i cieniutkiej książeczki. What the fuck? Okej, ludzie, którzy (że tak to ujmę) mają lepszą sytuację finansową mogą sobie na to pozwolić, ale jeżeli stoisz słabo z hajsem? Co robić? Prosić Jezusa? Odmawiać sobię jedzenia? Nie......



Moja koncepcja:

Jak zawsze muszę pokusić się o jakiś komentarz. Opowiem wam pewną historię: był sobię kiedyś taki mały Marcin, chodził do 4 klasy szkoły podstawowej, jadł czipsy i popijał colą, nie znał znaczenia słowa alternatywa, czy w ogóle nie pojmował fenomenu muzyki . Pewnego dnia usłyszał na jutube(miał 11 lat-nie czepiać się pisowni) utwór jednego zespołu. Spodobało mu się to. Zaczął wstawać o 7 rano  ,śpiewać piosenkę i grając na kiju od szczotki, czym nie zasłużył sobię na sympatię domowników. Ubzdurał sobię, że każdy zaoszczędzony grosz odłoży na płytę. I pewnego dnia wymęczył siostrę, żeby poszła z nim do częstochowskiego empiku, a był po pielgrzymce, więc nogi bolały. I kupił ją. Pierwszą płytę w życiu. Przez tydzień nie robił nic prócz słuchania słuchania i słuchania. Dzisiaj, mając 16 lat dalej ma ja na półce i od czasu do czasu posłucha.





Jakie wnioski należy wyciągnąć z tej mojej histyorii? Wiele. Po pierwsze: na płytę można sobię odłożyć odmawiając sobię coli czy pistoletu na kramach. Po drugie; nie trzeba kupować wszystkich płyt, na których są piosenki, które lubicie. Chodzi o to, żeby kupować coś, co wyjątkowo się wam podoba. I po trzecie, najważniejsze( od początku chciąłem to napisać): Płyta to nie jest tylko kawałek plastiku i jakaś obudowa. To kawałek serducha, pracy, siły, miłości, uczuć. Ja najczęściej(chodź nie w 100%) sam ciułałem na płyty. Coś na co się oszczędza ma większą wartość. Do czego mnie to doprowadziło? Z każdą płytą jaką mam wiąże sie wspomnienie. To jest dla mnie mega ważne. Dowód? W całym pokoju mam burdel, a płytki zawsze na miejscu i w komplecie.....



A wy? Jaką pierwszą płytę kupiliście, bądź kupicie??? Piszcie komy .


Ogłoszenia parafialne:

Byłem na frytce off w sobotę(festiwal muzyki alternatywnej w Częstochowie). Było supcio. Poznałem chłopaków z Vermones i trochę mi opowiedzieli. Zobaczyłem piękną Melę Koteluk i stwierdzam, że jest świetna. Dużo się działo... Oj, czekam na wakacje i inne koncerty. O dziwo, jakoś szczególnie na happysad mnie nie ciągnie, ale zobaczyć trzeba. Boże, co alternatywa zrobiła ze mną w 4 miesiące....

Dzięki za przeczytanie, Pozdro.






środa, 18 czerwca 2014

#3. Jedyna mądra blondynka, czyli Mela Koteluk i jej Spadochron:

Witam wszystkich w kolejnej notce. Dzisiaj zagłębimy się w kolejny element wielkiej alternatywnej układanki. Dzisiaj na celowniku znajdzie się osoba, która pomimo dopiero jednego albumu jest niesamowitą perełką w polskiej muzyce. Mowa oczywiście o Meli Koteluk, a konkretnie o jej "Spadochronie" (2012), który solidnie namieszał w tematycznym przemyśle muzycznym. Sama Mela dostała dwa Fryderyki, o ile się nie mylę, w 2013 roku. A teraz uwaga, zaszpanuję fotką okładki:



Spadochron:

1. Dlaczego drzewa nic nie mówią- piosenka, która opowiada o miłosnych relacjach. Bardzo intymna, pokazująca pewne potrzeby. Jednen z lepszych krążków na płycie.

2. Spadochron- bardzo melodyjna, dźwięczna, wpadająca w ucho. Poza tym tytułowy utwór albumu. Będę nudny, ale powiem, że to również jest jeden z lepszych utworów na krążków.


3. O domu- utwór, który dobrze miesza pewną melancholię z dźwięcznością. Fajne przyśpiewki.
4. Działać bez działania- singiel jest niezwykły delikatny i metaforyczny. Fajne instrumenty.
5.  Niewidzialna- utwór, który jest bardzo fajnym pianinkiem. To jest warte podkreślenia. Super banalne i dźwięczne solo gitarowe. 
6. Melodia ulotna- petarda, prawdziwy hicior, najlepszy utwór na płycie. Ta perkusja i specyficzne dźwięki...


7. Stałe pytania- Mela w tym utworu pokazuje super wokal. Poza tym ukulele... chyba.
8.  Wolna- na każdej płycie musi być jakiś utwór, którego nie będę kochał. Na tym krążku to właśnie ten utwór. Niestety, na coś się trzeba uprzeć. 
9. Rola gra- ta piosenka jest jakaś specyficzna i wzbudza takie refleksyjne uczucia.
10. Pojednanie- Tu z kolei wyróżnia sie fajny dźwięk elektroniczny. Mega ciekawe. Rockowe zacięcie.
11. Nie zasypiaj-  wyznanie Meli? ciekawa perkusja.
12. In the Meantime- piosenka, która zamyka album. Piosneka angielskojęzyczna.


Coś nowego w Polsce:

Mela Koteluk to moim zdaniem świetna postać w Polskiej muzyce. Taka, której jeszcze nigdy nie było, która wniosła coś nowego, świeżego do tego przemysłu. Ta płyta na pewno pokazała mi coś nowego. Coś, czego nie słyszałem. Dobrze, że jest ta Mela....

Z takim spadochronem nie bałbym się skakać:

Przyszedł czas na małe podsumowanie. Przyznam szczerze, że ciężko było mi było opisywać kolejne krążki, ponieważ każdy z nich mi się podobał i ciężko było je wyróżnić. Trzy petardy wyróżniłem linkami do yt (nowość- rozwijam sie), jednak płyta stoi na bardzo wysokim poziomie.  Generalnie, słuchając krążka mam jedno, nie opuszczające mnie wrażenie- Mela śpiewa o relacjach, relacjach i uczuciach międzyludzkich.  Chciałbym też zwrócić uwagę na to, że na krążku jest 12 dobrych, równych utworów, co świadczy o tym, że płyta nie była robiona na czas. Życzyłbym sobię, aby kolejny album Meli, który ukaże sie we wrześniu był równie dobry. 
  


Moja ocena: 8/10


Sratatata, czyli ogłoszenia parafialne:

Jak widać zacząłem wkładać w bloga linki i fotki. Myślę, że to dla takich leniuszków. Proszę bardzo, aby każdy kto to czyta w jakiś sposób przesłuchał całą płytę i każdą następną, którą będę omawiać. To pomoże we wszystkim. Pamiętajcie- słuchanie= rozwój. Następna notka w tygodniu, tylko co? Jakieś propozycje?  Trzymajcie się ! 




czwartek, 12 czerwca 2014

#2. Muzyczny szpan, czy prawdziwe uzależnienie, czyli o dzieleniu się nutami:

  Heja, witam wszystkich. Chciałbym dzisiaj napisać notkę o której mówiłem na początku blogowania, czyli ogólnie o muzyce. Dziś nie będzie analizowania, szukania, oceniania. Dzisiaj postanowiłem zagłębić się w temat udostępniania i generalnego dzielenia się muzyką.





 Miłość czy tymczasowy romans?

      Dzisiejszy świat pozwala nam dość łatwo korzystać z dóbr jakim jest muzyka. Nie trzeba kupować  płyt w ciemno, nie znając ich. Dzisiaj mamy internet, który jest kopalnią nielegalnie ściąganej muzyki. Daje nam to na pewno łatwiejszy, ale czy prawdziwszy dostęp? Myślę, że jest to temat na inną notkę, także nie będę się rozgadywać. Zauważyłem, że dużo osób lubi często i gęsto dzielić się z kimś muzyką udostępniając ją na portalach społecznościowych, typu Facebook. Oprócz tego niektórzy wrzucają różne fotki, które udowadniają albo (w niektórych przypadkach) mają za zadanie udowadniać przywiązanie muzyczne. Przyznam się szczerze, że ja również udostępniam różne single na fejsiku i uważam, że nie ma w tym nic złego. Nie robię i nie robiłem tego dla szpanu, chcę po prostu zarazić ludzi swoimi gustami muzycznymi(podobnie jest z blogiem). Znam jednak ludzi, którzy w mojej ocenie ewidentnie szpanują "lowcianiem miuziszynu". Jak to obiawiają? Wrzucaniem stu piosenek dziennie do sieci, kochaniem zespołów, których znają 2-3 piosenki. Objawia się to jako "sezonowe jaranie się". Przykład? Pamiętacie film pt. "Jestem Bogiem"? Po obejrzeniu filmu, pół mojej gimbazy deklarowało się, jako wieczni fani Paktofoniki. Był to przykład masowego muzycznego szpanu. Tak czy siak, cieszę się, że o muzyce, jaka by ona nie była, dużo się mówi.



No i tak by to na dziś wyglądało. Sorry, muszę przyznać, że ta notka nie jest tak, jakbym chciał, ale jak tu pisać, jak za chwilę mistrzostwa. Obiecuję poprawę w przyszłości. Około soboty nowa notka, tym razem wracamy do rozważań płytowych. Jakieś propozycje? Piszcie, krytykujcie, bądźcie!










wtorek, 10 czerwca 2014

#1.Składam się z ciągłych powtórzeń, czyli pierwszy solowy Artur Rojek:

Witam, witam. Myślałem od rana nad tym, jakiej płyty będzie dotyczyła dzisiejsza notka. Postanowiłem wrzucić do pieca płytę, której od kilku tygodni słucham i po którą nawet wybrałem się do sklepu. Składam sie z ciągłych powtórzeń- pierwsza płyyta Artura Rojka, która była jego debiutem (jak to dziwnie brzmi- pisać o debiucie człowieka, który wraz z kolegami, przez kilka lat gościł w mojej MP3 pod nazwą myslowitz. W 2012 roku podjął jednak decyzję o odejściu co było i jest tragedią dla niektórych fanów tego zespołu. Przyznam szczerze, że na początku też się tego bałem, ale teraz jest git. Ale nie o tym miałem mówić. A więc omówny poszczególne krążki:


1.Lato 76- utwór opisuje najprawdopodobniej sytuację z dzieciństwa Rojka, kiedy to ktoś(nie wiadomo kto) ustrzegł go przed wypadkiem samochodowym.
2.Beksa- mój umiłowany utwór na tej płycie. Świetna piosenka mieszająca ogromną melancholię z niezwykłą lekkością. Dodam, że aktualnie znajduje się (o ile sie nie mylę) na 3 miejscu w trójkowej liście przebojów (LP3-lista przebojów programu 3).
3.Krótkie momenty skupienia- piosenka z alternatywnymi, ciekawymi dźwiękami, poza tym jest tam tytułowa fraza albumu.
4.Czas, który pozostał- ciekawe chórki i fajne instrumenty. Piosenka o potrzebie do drugiej osoby...
5. Kot i Pelikan- piosenka tak dziwnie magiczna, że aż piękna. Słowa, która teoretycznie ma słaby sens w mojej interpretacji są takie.... takie jak to w alternatywie.
6. Kokon- piosenka, która mi się nie podoba, jedyna na tej płycie. Chociaż dźwięki ciekawe.
7. To co będzie- najbardziej beztroska, prosta, pozytywna piosenka na albumie. Po prostu dźwięczna i miła dla lekkiego słuchania.
8. Syreny- ach, doszliśmy do tego krążka. Świetna sprawa. Mimo, że ten utwór jest świetny, to u mnie minimalnie przegrywa z Beksą. Mimo wszysko super. Pianino ekstra. Na tą chwilę pierwsze miejsce w LP3.
9.Lekkość- początek podobny do takiej francuzkiej piosenki, której nazwy niestety nie pamiętam. Pozytywna piosenka.
10. Pomysł 2- Rojek musiał zakończyć jakoś alternatywnie i tak się stało.



Zbierz do kupy:

Artur Rojek ma alternatywę w genach, co udowadnia i w tym krążku. Album cieszy się dużą popularnością i szybko rozchodzi sie jak ciepłe bułki. Mnie osobiście bardzo się podoba i cieszę się ogromnie, że "Rojas" mnie nie zawiódł. Płyta jest według mnie opowieścią bardziej doświadczonego człowieka, który więcej przeżył. Jest i melancholijnie i durowo. Składam się z ciągłych powtórzeń daje odczucie dzieła robionego z woli, nie na siłę, co często słychać w Polskiej muzyce. Bardzo miło mi się ją słucha.

Cytat płyty:

"Chociaż jak syreny budzą mnie o tobie sny, jedno wiem napewno, nie chciałbym bez ciebie żyć"

Moja ocena: 8,5/10

Jeżeli sie podobało, daj lajka(jak się da- w sumie nie sprawdzałem) i do zobaczenia ! Trzymajcie się.


poniedziałek, 9 czerwca 2014

A więc GO !

Hmmm.... Dzień Dobry. Witam wszystkich albo sam siebie, w zależności czy ktoś to przeczyta. Dzisiaj mój pierwszy wpis na tym oto nowym blogu. Wszystko co nowe jest pewnego rodzaju zmianą. I taką zmianą (mam nadzieję) będzie ten mój mały kącik w polskim internecie. Ale do rzeczy, bo przecież nie będę przynudzał głupimi tematami mojego bloga. A więc czego będzie dotyczyć ten.... ten. Generalnie, całkowicie, bezapelacyjnie MUZYKI. A więc takie jest główne założenie. Muzyki różnej: od alternatywy przez bluesa po jazz. Gereralnie chodzi o to, co w danej chwili będę chciał pokazać, przeanalizować.

Od kuchni:
Pomyślałem, że super było by wrzucać około jedną płytę na tydzień i "rozbierać ją całą". Generalnie komentarz do każdego kawałka. Jakaś refleksja również się przyda. No i generalna ocena albumu. Wydaje mi się, że tak chciałbym rowijać mojego muzycznego bloga. Ale analiza (to takie bezduszne słowo) to nie wszystko. Mógłbym poruszać tematy powszechnie związane z muzyką. Tak, żeby nie być monotonnym i jednostajnym. No i tak to się ma do spraw technicznych.

Why?
Generalnie sam się zastanawialem dlaczego piszę bloga na temat muzyki, która jest dla mnie bardzo intymną, osobistą sprawą.  Oczywiście, zajmuje chyba największą częsć mojego życia, ale jest dla mnie rodzajem pewnej osoby, która jest tylko moja, tylko dla mnie. Doszedłem jednak do wniosku, że troszkę za mało muzyki znam i za mało jej poznaję. Oto więc cel: przez opisywanie, kształtowanie zdania będę sam poznawał i uczył się czegoś nowego. Będzie to mnie zmuszało do poznawania nowych i nowych albumów, zespołów, gatunków muzyki. Będę odkrywać temat rzeka, jakim niewątpliwie jest muzyka. Myślałem nad tym długo i uznałem, że najważniejszy jest muzyczny rozwój.


Marchewka?
Marchewka w moim blogu to wbrew pozorom nie jest nazwa autobusu, którym jeżdżę codziennie ze szkoły. Marchewkowe pole to termin, którym grupa Lady Pank nazwała jeden z ich przebojów(nie trzeba być znawcą muzyki, żeby to wiedzieć). Dlaczego to jest nazwa bloga? Moim zdaniem jest w niej coś niezwykłego, magicznego, niepoprawnie banalnego. Myślałem nad wieloma nazwami i to jest spoko. Tak myślę.

Więc to tyle. W następnych notkach więcej konkretów, bo to wygląda jak pamiętnik. A więc zaczynam, 09.06.2014.......